GOLDEN SLUMBERS. BLOG MUZYCZNO - FILMOWY NA CZASY KRYZYSU.

Żyjemy w czasach, w których Czesia z "Klanu" pisze książkę o tym jak stać się sławną, a idiota wspinający się po piorunochronie jest postacią kultową. Dlatego tak bardzo potrzebne są w Polsce prawdziwe autorytety. A blog "Golden Slumbers" to prawda 24 razy na akapit.

15 kwi 2010

WPADŁO MI W UCHO #6: POCHWAŁA WTÓRNOŚCI.


Jónsi

Go

XL 2010r.





W sumie to recenzję tej płyty mógłbym rozpocząć i jednocześnie zakończyć zdaniem "że jeśli ktoś lubi Sigur Rós, to płytę Jónsiego przesłucha z dużą przyjemnością; jeśli nie, to dalej będzie myślał, że islandzka scena muzyczna zdominowana jest przez eunuchów". Wrodzona ambicja, nie pozwala mi jednak na tak lakoniczny opis wydawnictwa frontmana Sigurów, dlatego też poświęcę "Go" jeszcze ociupinkę wierszówki.

Naiwny byłby ten, kto spodziewałby się po solowym projekcie Jónsiego muzycznego trzęsienia ziemi. Po co zmieniać coś, co doskonale się sprawdza i czego zwyczajnie dobrze się słucha. Na 40-minutowym krążku mamy 9 kawałków, które śmiało możnaby dokoptować do twórczości Sigurów. Płyta zbliżona jest klimatem do ostatniego longplaya Islandczyków "
Með suð í eyrum við spilum endalaust". Przeważają optymistyczne, rytmiczne piosenki ("Go Do", "Animal Arithmetic", "Boy Lilikoi"), choć już dwa zamykające album utwory ("Grow Till Tall", "Hengilás"), utrzymane są w bardziej melancholijnym tonie, przypominającym czasy "Ágætis byrjun" i "Takk...". Tytuł krążka, sugeruje, że będzie to płyta dynamiczna i energetyczna. I rzeczywiście jest. Słuchając albumu, naprawdę czuć ów "ruch", swoisty pęd do życia. To taka muzyczna ilustracja elan vital i dolce vita w jednym.

Gdyby zestawić "Go" z dowolną płytą Sigur Rós i pobawić się w klasyczną grę "znajdź siedem różnic", to jedynymi dwiema byłyby tytuł i wykonawca. Jednak ta "wtórność" paradoksalnie staje się atutem albumu. Bo w gruncie rzeczy, te dziewięć siguropodobnych utworów to bardzo dobre piosenki. Ciepłe, energiczne, wywołujące przyjemność u słuchacza. Ludzi czujących awersję do islandzkiego "pipczenia" oczywiście nie nawrócą. Ale zapewne nawet ich przekonają do jednego - że "smęcenie" Jónsiego wpada w ucho. Frontman Sigur Rós udowodnił, że obojętnie czy solo, czy w zespole, cholernie zdolnym kompozytorem jest i basta!





Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz