Podobno nie istnieje coś takiego jak "zbieg okoliczności". Tak przynajmniej twierdzi Dawkins, w którym zaczytuje się mój wspólnik. Po zreferowaniu przez niego tez Dawkinsa, wydaje mi się że mógłbym zostać gorącym orędownikiem rachunku prawdopodobieństwa. Jednak... Jakkolwiek by nie było, zadziwiające koincydencje czasami się zdarzają. Traf chciał, że dwa pierwsze stricte merytoryczne wpisy zbiegły się z rocznicą naszego wyjazdu popularnonaukowego do Szkocji. Wyjazdu, który trochę namieszał w naszych życiach i kopułach. I być może pośrednio zainspirował do założenia tego bloga.
Niech ten wpis - nazwijmy go umownie "startowym" - będzie jednocześnie swoistym hołdem złożonym Szkocji. Na tę okazję mamy coś specjalnego. Wsłuchajcie się w ten iście lordowski akcent deklamujący przepiękny tekst, docencie gitarową wirtuozerię, a także fryzurę, w którą James Allan musiał zainwestować chyba z 220 voltów (tzw. efekt Strummera). Panie i Panowie. Czytelnicy i Czytelniczki. Porcja muzycznych uniesień prosto z Glasgow. Na dobry początek :)
Oglądając ten teledysk za trzecim razem, dostrzegam wyraźnie mrowienia na twarzy śpiewającego :) Mam podobne w kolanach jak piździ na dworze ;)
OdpowiedzUsuń