GOLDEN SLUMBERS. BLOG MUZYCZNO - FILMOWY NA CZASY KRYZYSU.

Żyjemy w czasach, w których Czesia z "Klanu" pisze książkę o tym jak stać się sławną, a idiota wspinający się po piorunochronie jest postacią kultową. Dlatego tak bardzo potrzebne są w Polsce prawdziwe autorytety. A blog "Golden Slumbers" to prawda 24 razy na akapit.

27 sty 2010

TAK NA OKO #2: '81 W RYTMIE PUNK.


Wszystko, co kocham
reż. Jacek Borcuch
Polska 2009r.
ITI Cinema




To jest naprawdę dobry rocznik dla polskiego kina… I zaskakiwać może fakt, że wszystko kręci się wokół PRL-u. Najpierw wysmakowany „Rewers” Lankosza. Potem arcydzielny artystycznie i tragiczny w wymowie „Dom zły” Smarzowskiego. No i w końcu „Wszystko, co kocham” Jacka Borucha – filmowe Bildungsroman o dojrzewaniu, punku, miłości w czasach zarazy. Inaczej mówiąc – o roku ’81 widzianym oczami nastolatka.


Na początek zastrzeżenie – wydaje mi się, że film ten w pełni odczuć mogą głównie Ci, którzy w czasie wprowadzania stanu wojennego byli mniej więcej rówieśnikami bohaterów (okolice wieku maturalnego). Nie będzie chyba dane mnie, profanowi, odnaleźć wszystkich smaczków oraz „klimatu tamtych dni”. Niemniej obraz Borcucha polubiłem okrutnie - w przeciwieństwie do mojego co-blogera, który z całości zostawiłby chyba jedną scenę. Co sprawiło, że niemal w całości kupiłem „Wszystko, co kocham”?

1. Infantylność fabuły, jej uniwersalność i umowność, a jednocześnie zakorzenienie w polskich realiach. Borcuch wprost idealnie rozłożył akcenty między osobistą historią młodego chłopaka, przeżywającego miłosne uniesienia i brzdękającego z kolegami kapeli punkowej, a Wielką Historią, która straszy nas z kart podręczników historii.
2. Idealistyczny obraz młodości, który jednakowoż nie jest wybieleniem PRL-u i ciężkiego okresu początku lat 80. Reżyser przypomina fakt, o którym wielu twórców (i młodszych widzów) zdaje się zapominać: w tych trudnych czasach żyli normalni ludzie! Zakochiwali się, włóczyli bez celu, robili głupoty, grali muzykę. Brawa dla Borcucha za wrażliwość przy portretowaniu charakterów.
3. Magiczna, nostalgiczna (ale bez przesady) muzyka Daniela Blooma. Pierwszy raz od długiego czasu, naszła mnie po seansie niecna myśl, by nabyć sobie soundtrack. Niestety nie zrobiłem tego z braku pieniędzy…
4. Nawiązując do nazwy nagrody, przyznawanej w ramach łódzkiego (?) festiwalu Camerimage – „szczególna wrażliwość wizualna”. Poezja.
5. Last but not least - to się po prostu świetnie ogląda!

Kamil

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz