Zimowe igrzyska w Vancouver trwają w najlepsze. Polska zdobyła póki co cztery medale, a ogólnie ze wszystkich olimpiad zimowych przywiozła ich jedynie 12! To mniej niż na niezapomnianych występach w amerykańskiej Atlancie (17 krążków). Wpis ten powstał z pobudek patriotycznych – celem jest zasygnalizowanie przyczyny tej zimowej niemocy, dzięki czemu kraj nasz będzie mógł stać się prawdziwą sportową potęgą.
Czy chodzi zatem o zły system przygotowań? A może gorszy sprzęt i warunki treningowe? Nic z tych rzeczy! Przyczyn doszukiwałbym się raczej w piosence… A mówiąc dokładniej – polskiej piosence olimpijskiej. Przyjrzyjmy się dokładniej tej kwestii, zaczynając od końca, czyli od Vancouver.
Vancouver 2010 – Pectus & Wilk & Krzywy
Piosenka olimpijska spod znaku “po linii najmniejszego oporu” – bierzemy topowy zespół z jego topowym hitem, zmieniamy trochę słowa, zapraszamy gości i… gotowe! A dla tych, którzy mieliby wątpliwość, kto jest mecenasem tego całego ambarasu, przed pierwszą zwrotkę wyśpiewany zostaje piękny prolog: „radio zet”. Czy może dziwić, że polskim sportowcom taki doping nie wystarcza? Spójrzmy zatem wstecz, sięgając do bogatszej tradycji letniej piosenki olimpijskiej, która działała na naszych z dużo lepszym skutkiem.
Atlanta 1996 – Edyta Górniak
Póki co niedościgniony wzór. Przejmujące wykonanie wokalistki, którą wielu będzie pamiętało jako jurorkę „Jak oni śpiewają?”, doskonale współgra z emocjami, jakich dostarczyły zmagania naszych olimpijczyków. Zawodzenie pięknej divy najbardziej podziałało na naszych zapaśników, którzy zafundowali nam "noc, która wstrząsnęła polskim sportem". Chociaż niektórych odstraszać może pirotechniczny tekst (w którym pojawia się nawet Scarlett O’Hara), to nie może to przysłonić oczywistego faktu – „To Atlanta” jest po prostu kawałkiem dobrego popu. A Edzia podobnie jak sportowcy, była wówczas w najwyższej formie. Potem zaczęła specjalizować się w śpiewaniu hymnów. Jak wyszło, każdy pamięta ...
Sydney 2000 – Markowski & Gadowski & Rynkowski
Trzech tenorów polskiego pop/rocka zapewnia polskich sportowców, że są najlepsi. Z najlepszych. Nie ma to jak skuteczna perswazja, która przełożyła się na niezły wynik 14 medali. PS. Uwagę zwraca także brawurowe i niesamowicie „ekspresyjne” wykonanie utworu w czasie Balu Mistrzów Sportu:)
Ateny 2004 – Smolik & Rojek
Najbardziej jajcarska piosenka olimpijska udowadnia, że polscy sportowcy nie mają chyba zbyt dużego poczucia humoru – tylko 10 medali… Zerwanie z patosem (nie ma smyków!) na rzecz pociesznych chórków („uaua”) i ciekawego smolikowego podkładu, słuchaczom wyszło chyba jednak na dobre.
Pekin 2008 – Kupicha & Węgrowska
Rzecz o przełamywaniu własnych słabości niezbyt przekonała „naszych” – ponownie 10 krążków. Może było zbyt smętnie (wszak jeden z działaczy nawet zasnął na pekińskiej trawce!)? A może większość zdała sobie sprawę, że i tak nie zdystansuje popularności Kupichy i spoczęła na laurach.
A zatem – artyści do piór i instrumentów! Piszcie dobre piosenki – olimpijczycy was potrzebują! Ku chwale polskiego sportu.
Kamil
"po najmniejszej linii oporu" -->
OdpowiedzUsuńchyba PO LINII NAJMNIEJSZEGO OPORU ?
nie ma czegoś takiego jak "najmniejsza linia"
dzięki za zwrócenie uwagi; przeprawione
OdpowiedzUsuń