
Przyznawanie nagród, podobnie jak recenzowanie filmów, to kwestia szalenie subiektywna … a przy okazji bardzo wyczerpująca. Nie może dziwić, że werdykty rozmaitych gremiów bywają niekiedy bardzo kontrowersyjne. Musimy pamiętać, że pozłacane palmy, niedźwiedzie i lwy, wędrują w ręce wybrańców wskutek decyzji podjętej przez grono kilku osób, którzy przez kilkanaście dni chłoną liczbę filmów nieprzyswajalną dla zwykłego śmiertelnika. To oczywiste, że pod koniec ledwo wyrabiają percepcyjnie i zaczynają fiksować od nadmiaru zaangażowanych społecznie filmów o piciu herbaty i czesaniu włosów z Chin, Tajwanu oraz innych Mozambików. Przez to zdarza im się podejmować „niepopularne” decyzje.
Z Oscarami rzecz wygląda inaczej. Tutaj mamy kategorie, w których zwycięzca jest wybierany przez grono „kolegów po fachu” – montażyści wybierają najlepiej zmontowany film, reżyserzy najlepszego reżysera, itd. Ryzyko pomyłki jest więc nieco mniejsze. A na dodatek oglądanie jest mniej męczące, bo decydenci mogą rozbić sobie seanse na kilka miesięcy. Jednak – cytując klasyka – „aferki się zdarzają”. A najczęściej zamieszany jest w nie właśnie Oscar, od zawsze znajdujący się na świeczniku filmowych nagród. No bo jak tu racjonalnie wytłumaczyć zwycięstwo „Sprawy Kramerów” nad „Czasem Apokalipsy”? Jak logicznie uzasadnić przyznanie jedenastu statuetek nadętemu przez twarz Charltona Hestona „Ben Hurowi”? Jak uzasadnić notoryczne pomijanie Alfreda Hitchcocka, Stanleya Kubricka, czy Charlesa Chaplina przy decydujących rozstrzygnięciach?
Przez 82. lata Oscar popełnił wiele grzechów. Flirtował z dziełami o wątpliwej reputacji („Infiltracja”, „Największe widowisko świata”, „Piękny umysł”), poddawał się „politycznej poprawności” (nagrody aktorskie w 2002 roku, nagroda dla „Crash” za 2005r.), czy zwyczajnie zanudzał (4 godziny i 23 minuty, które wstrząsnęły światem w 2002 roku). Ale czy nie możemy wybaczyć mu raz jeszcze? Jasne, że na starość zdarza mu się fiksować. Jasne, że opowiada mało śmieszne dowcipy w niedzielne noce. Jednak nie sposób odmówić mu uroku. Pewnie w nocy z niedzieli na poniedziałek filmowa rodzina znów zasiądzie do wspólnego stołu i zacznie się zastanawiać - jaki numer tym razem odwinie Wuj Oscar? Golden Slumbers też przy tym stole zasiądzie. Co więcej – od jutra zacznie prezentować główne dania. Aż do niedzieli, każdego dnia publikować będziemy recenzje dwóch obrazów nominowanych w kategorii najlepszy film (w kolejności alfabetycznej). Bo na 82. urodziny Oscar zaszalał i tego najlepszego wybierać będzie z grona dziesięciu filmów. Pogratulować formy.
Arek
Phi... Jak już wcześniej wspominałem, jeśli ktoś ma w czołówce "Stalkera" tak ja Ty, to ma dopiero sfiksowaną psyche ;P Wrzuty na Infiltrację nijak mają się do rzeczywistości, bo jeszcze od nikogo nie słyszałem, prócz Ciebie (co wcale mnie nie dziwi), że to zły film był. Powiem więcej, był zajebisty. Podciągnął tego spedalonego pajaca z włoskim nazwiskiem do rangi prawie mężczyzny, który nie topi się na drzwiach byle łajby. Dostał szansę zagrania prawdziwie ciut mało skurwysyńskiej roli i zbudował niezły klimat :) Ot dlatego Infiltracja bardziej zasługiwała na Oskara niż Heath "Brokeback Mountain" Ledger.
OdpowiedzUsuńSubiektywnie :P
A tak w ogóle to ja nie rozumiem nominacji dla współczesnych smerfów. Ni jak nie jestem w stanie tego ogarnąć, jak historyjka o jakiś niebieskich ufolcach może dostać tyle nominacji. Nie ma tam nic czego by nie było w przeciętnej grze komputerowej (FF XIII bije Avatara na łopaty), a scenariusz to dno ostateczne pokroju "Idealny facet dla mojej dziewczyny".
OdpowiedzUsuńTak jak pisałem - Oscary nie są wyznacznikiem tego, czy film jest dobry. Niemniej "Infiltracji" bronić nie będę. To zwyczajnie przeciętny film, w filmografii Scorsese - wręcz słaby. Tajemnicą Poliszynela jest fakt, że była to właśnie nagroda na przeprosiny, za pomijanie jego poprzednich filmów - takich jak "Taksówkarz" (zgroza), "Wściekły Byk" (jego najlepszy film ever), czy "Chłopców z ferajny". Zwycięstwo nad świetną "Królową", czy bardzo dobrą "Małą Miss" mocno dyskusyjne. Dodam jeszcze, że nie rywalizowała z "Brokeback Mounatain". Scorsese dostał Oscara rok później.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, moim zdaniem, Infiltracja bardziej zasłużyła na Oskara niż tegoroczna pozycja w postaci Avatara. W moim odczuciu Hurt Locker powinien przebić wszystkich :) Choć nie obraziłbym się gdyby nagrodę dostały Bękarty Wojny albo Odlot, który miło się oglądało :) Poza tym oskar za drugoplanówkę dla Waltza :)
OdpowiedzUsuńTeż nie rozumiem przytyków do Infiltracji. Jakieś dowody na to, że to "wręcz słaby" film są? Może byś je przedstawił, chętnie posłucham. Wydaje mi się, że większość traktuje film "z góry" i po macoszemu, bo to w sumie dzieło lekkie gatunkowo, co nie znaczy, że słabe lub złe. Nie wiem czy tak jest też w Twoim przypadku, chętnie posłucham.
OdpowiedzUsuńJednym z grzechów filmu jest fakt, że nie jest on nawet oryginalnym pomysłem Scorsese, tylko stanowi remake. Z całym szacunkiem, ale przyznanie Oscara za dzieło jednak "odtwórcze" jest lekkim przegięciem. A nagroda za scenariusz adaptowany - nieporozumieniem. Oczywiście za dzieła "odtwórcze" można również uznać adaptacje literatury. Niemniej w przypadku tych mamy do czynienia z transferem materiału literackiego na ekran. W przypadku "Infiltracji" jest to jednak pójście na łatwiznę, w dodatku niezbyt udane.
OdpowiedzUsuńPo drugie - film jest za długi. Scorsese ma tendencję do dłużyzn, ale tutaj spotykają się one z zagmatwaną historią, przez co film staje się nużący i przez to nieczytelny.
Po trzecie - Scorsese ma słabość do aktorów. O ile jednak "usynowienie" Roberta deNiro, Joe Pesci'ego, czy Harveya Keitela sprawdzało się, to już z diCaprio, rzecz jest dyskusyjna. Z całym szacunkiem dla Leo (jest dobrym aktorem), to nadal nie potrafię przekonać się do jego nowego image'u - twardego faceta. Ciekawiej wypadł w "Aviatorze" i "Gangach Nowego Jorku". W "Infiltracji" czuję pewien dysonans (sorry, dla mnie to cały czas titanicowy Jake).
Czwarte - "Infiltracja" wygrała z (słowo jak najbardziej na miejscu) genialnie wyreżyserowaną "Królową". Frears wręcz znokautował Scorsese.
Ponadto nie chodzi wcale o lekkość gatunkową. Film sensacyjny nie musi być lekki i przyjemny. W jego obrębie znaleźć można prawdziwe perełki - Francuski łącznik, Bullit, Gorączka. Są to filmy zdecydowanie lepsze od "Infiltracji".
Rzecz jasna mój komentarz to wypadkowa subiektywnych odczuć względem filmu, który w MOJEJ ocenie nie zasłużył na główną nagrodę.
Oft topic:
OdpowiedzUsuńJak to ktoś kiedyś powiedział, "Moja racja jest mojsza niż twojsza!" ;)